Koci raj podatkowy

Przeciętny polski kot, słysząc gdzieś na ulicy "kici, kici", zwiewa gdzie pieprz rośnie, a w najlepszym przypadku - przyczajony - przeczekuje niebezpieczeństwo, z jakim kojarzy mu się człowiek. Przeciętny holenderski kot w podobnej sytuacji podchodzi z dumnie wyprężonym ogonem, bo zwyczajnie nie wie, że noga może posłużyć człowiekowi do kopnięcia, a ręka do zadania ciosu. Tę różnicę uświadomiłam sobie wiele lat temu podczas jednego z pierwszych pobytów w Holandii. Działo się to w nadmorskiej miejscowości Zandvoort. Kot pojawił się znienacka na jednej z urokliwych uliczek, a na moje "kici, kici" po prostu podszedł, łaskawie przyjął porcję głasków i poszedł dalej swoją drogą. Król dzielnicy. Był niezwykły - absolutnie czarny, z wyjątkiem białych wąsów z prawej strony pyszczka. I pokazał mi, jak to jest, gdy ludzie i zwierzęta żyją obok siebie w symbiozie i szacunku.



We wspomnieniach jest także szalona kocica równie szalonej właścicielki pensjonatu. Dla odmiany całkiem biała. Schodziła ze wszystkimi rano na śniadanie. Jak gdyby nigdy nic spacerowała po stołach, a potem wyszukiwała sobie ofiarę. Raz spotkał mnie ten przywilej. Kicia zaczęła się łasić, a gdy uznałam, że to zachęta do miziania, nastąpił atak - z użyciem zębów i pazurów. Właścicielka zaśmiewała się z tego do łez. Cały pensjonat dosłownie usiany był obrazkami i figurkami kotów. Żeby nie było wątpliwości, wejścia także strzegły kamienne kocie posążki.



Był też najgrubszy napotkany przeze mnie do tej pory kot. Sklep z artykułami dla zwierząt w Amsterdamie. Potwór spoczywający na ladzie z miną typu "bez kija nie podchodź". "What is his name?" - pytam nieśmiało sprzedawczynię. "Fred" - słyszę w odpowiedzi - "Fred is very lazy today" - dodaje. "Today??" - myślę
sobie. Aha, today... i przez całe, zapewne szczęśliwe życie.



Bo jakie życie ma mieć kot w kraju, w którym działa Partia na Rzecz Zwierząt. Zgodnie z nazwą walczy przede wszystkim o poprawę statusu zwierzaków. To, zdaje się, pierwsze tego typu ugrupowanie na świecie. W 150-osobowej izbie ma 2 posłów.



A dlaczego raj podatkowy? Bo w Holandii płaci się roczny podatek za psa, a za kota już nie. Powód jest podobno taki, że po psach trzeba sprzątać nieczystości, a kotusie załatwiają się elegancko do kuwet. Właściciele psów mogą się buntować, bo kilkadziesiąt euro rocznie piechotą nie chodzi (jeśli ktoś ma dwa psy, to nawet grubo ponad 200).




PS. Gdy będziecie się śmiać z oldskulowego obuwia na niektórych zdjęciach - pomyślcie, że to było naprawdę jakiś czas temu.. i zerknijcie na swoje stare fotki ;-)

#blog #gozdyra #zycienakocialape #koty #kot #zwierzeta #holandia #podatki


Komentarze

Popularne posty